sł. Anna Czerwiec-Banek
muz. Sebastian Adamczewski, MJ
Mój Syneczku, ja Cię prędko nie utulę,
Bo oprawcy Ciebie z ramion mi wyrwali.
Nagle pękło moje serce z wielkim bólem,
Gdy Twe oczy przerażone mnie żegnały.
Za to żeśmy folksdojczami nie zostali
Dosięgnęła nas ogromnie ciężka kara!
Przemysłowa, właśnie tutaj Cię zabrali.
Teraz los Twój leży w rękach esesmana.
Tak trafiłeś w miejsce straszne i ponure
Ogolili główkę, w drelich Cię ubrali.
Tu się liczy nie Twe imię, tylko numer,
Który Niemcy, tak jak innym Ci nadali.
Zobaczyłam Cię tej nocy znowu we śnie.
Wachman właśnie ci wymierzał razy batem.
Każdy cios pragnęłam przyjąć ja za ciebie,
Ale ulżyć Ci mój mały nie potrafię.
I bolejąc nad Twym losem ciągle cierpię.
Moje oczy toną całe w łez jeziorach.
Masz lat 8 i zniszczone pracą dłonie…
Poranione stopy w ciężkich zbyt sabotach.
Na śniadanie i kolację kromka chleba,
A na obiad popłuczyna z nędznej brukwi.
Już od świtu tu harować przecież trzeba…
Skąd brać siłę, kiedy brzuch jest ciągle pusty?…
A Ty piszesz mi – „Mamusiu, u mnie dobrze.
Jestem dzielny, zdrowy. O mnie się nie martwcie.”
Wiem, że prawdy mi nie możesz wyznać gorzkiej.
Drżąca tulę ślady Twoich łez na kartce.
I tak klęcząc, swe błagania w niebo wznoszę –
Niech Ci Pan Bóg, mój Syneczku, wiary doda,
A Mateczka Boska strzeże Cię jak może,
By do domu wiodła wkrótce Twoja droga…